Warszawskie szkoły są uzależnione od Microsoftu ze względu na samorządową Eduwarszawę

Eduwarszawa to projekt warszawskiego samorządu, pozwalający na ujednolicenie systemów informatycznych w szkołach. Jest on jednak oparty o Microsoft, który jest jednym z Big Techów, ugruntowując już i tak dominującą pozycję amerykańskiego giganta przynajmniej w warszawskich szkołach.

AKTUALIZACJA (30.04.2025): artykuł został zaktualizowany o informację związaną z Nextcloudem zarządzanym przez urząd miasta Warszawy.

W ostatnich tygodniach do dyspozycji uczniów szkół podstawowych i średnich skierowałem swoją ankietę, na którą odpowiedziało 15 osób. Była to pierwsza część większego reportażu związanego z uzależnieniem się szkół od Microsoftu. Jak się jednak okazuje, nie jest to prosta sprawa przynajmniej w kontekście warszawskich szkół.

— Dyrekcja nie jest w sprawie [doboru oprogramowania – przyp. aut.] organem decyzyjnym — mówi mi dyrektorka jednej z warszawskich szkół. — Nawet jeżeli ja prywatnie byłabym otwarta na inicjatywę wprowadzenia otwartego oprogramowania w swojej szkole, to w rzeczywistości mamy związane ręce — kontynuuje.

Reprezentantka szkoły, która zgodziła się na wywiad, nie chciała być przedstawiana z imienia i nazwiska na „Kontrabandzie”.

Od mojej rozmówczyni dowiaduję się też, że centralizacja szkół w Warszawie w kontekście stosowanych przez nie systemów teleinformatycznych wzmocniła się po 2021 roku — czyli już po pierwszych falach zakażeń koronawirusem.

W ramach Eduwarszawy — bo tak się nazywa projekt warszawskiego samorządu — uczeń otrzymuje dostęp do pakietu aplikacji Microsoftu, opartego o plan Microsoft 365 – w tym Microsoft Office czy Teams.

W szczególności Microsoft Teams krytykowany jest za wysokie wykorzystanie zasobów dostępnych w komputerze, niekompatybilność z przeglądarkami opartymi o Firefoxa, a także, jak uważa fundacja „Internet. Czas działać!” — jego „wszechobecne” wykorzystywanie w polskiej edukacji na każdym szczeblu „godzi w prawo do równego dostępu do edukacji oraz podejmowania niezależnych decyzji konsumenckich”.

— Eduwarszawa wygląda na kolejny projekt marnujący środki publiczne na szkolenie uczniów i uczennic w obsłudze produktów konkretnej firmy – Microsoftu — mówi mi Michał „rysiek” Woźniak, który jest hakerem i byłym członkiem Rady ds. Cyfryzacji.

Warto przy tym nadmienić, że sam urząd miasta stołecznego Warszawy do celów urzędowych korzysta z Nextclouda — otwartego oprogramowania, które może stanowić za alternatywę dla Google Workspace, czy Microsoft 365.

Wcześniejsze próby wdrożenia otwartego oprogramowania w szkołach

W 2015 roku jeden z informatyków urzędu nienazwanej gminy zadecydował, żeby w pracowniach komputerowych wdrożono Linuxa oraz pakiet aplikacji, które miały służyć za otwarte alternatywy dla programów tworzonych przez technologiczne konglomeraty.

Informatyk w liście do redakcji serwisu linuxportal.pl napisał, że pracownię komputerową udało się wyposażyć w całości za zaledwie 1.900 PLN. W przeciwieństwie do sytuacji, gdyby został wdrożony Windows wraz z odpowiednim pakietem aplikacji, gdzie cena za odpowiednią konfigurację tylko jednego stanowiska (licencja na Windowsa oraz odpowiednie aplikacje) wynosiłaby 1.600 PLN — jest to oszczędność na sporą skalę.

Wkrótce potem ten sam informatyk, odpowiedzialny za wdrożenie Linuxa oraz pakietu otwartoźródłowych aplikacji, został oskarżony o „czerpanie korzyści majątkowych na swoje cele” przez zwierzchnika wójta gminy. Otrzymał on bowiem skargę od jednej z dyrektorek, w której wdrożony został Linux, gdzie stwierdziła, że „Linux to g…, nie system”. Na rozmowie z dyrektorką informatyk miał też wysłuchiwać, że „jedynym słusznym edytorem był Microsoft Word”, a z LibreOffice’a „nikt nie korzysta”.

Choć list został przekazany redakcji LinuxPortalu ponad 10 lat temu, stwierdzenie, że „z LibreOffice’a nikt nie korzysta” jest nieprawdziwe — przedstawiciele LibreOffice’a deklarują, że jest on wykorzystywany w organizacjach rządowych państw takich jak Francja, Niemcy, Włochy, Hiszpania, czy Tajwan, zaś jego obsługi uczy się również w czeskich szkołach.

Mimo, że „sensownych argumentów przeciwko Linuxowi” nie było, to wciąż za wymianę oprogramowania na te najpopularniejsze (tj. Windows oraz pakiet aplikacji przeznaczonych na ten system) zapłacono 17.000 PLN z budżetu tego samego samorządu.

Ze względu na brak podanej gminy czy szkoły, w której to wydarzenie miało miejsce, nie byłem w stanie się skontaktować z ich przedstawicielami. Ale nawet gdyby było to możliwe, to nie spodziewałbym się konkretnej odpowiedzi z racji tego, że wszystko miało miejsce ponad 10 lat temu — w przeszłości mógł się zawsze zmienić skład rządzących niniejszą gminą lub szkołą, które o tej sprawie mogą nie mieć odpowiedniej wiedzy.

Otwarte oprogramowanie w szkołach tematem tabu?

W liście zacytowano także słowa tej samej dyrektorki, co poskarżyła się na komputery z Linuxem. Według niej, brak Windowsa na komputerach szkolnych „powoduje, że każdy się śmieje, że postawiono na Linuxa” oraz że „żaden informatyk, którego wezwałaby, nie byłby w stanie jej pomóc”.

O ile brak odpowiedniej wiedzy związanej z pomocą przy Linuxie jest jeszcze zrozumiały (pamiętajmy, że przez lata w praktycznie każdej szkole z pojedynczymi wyjątkami uczyliśmy się na programach Microsoftu!), tak według nadsyłającego list za daleko idącym jest postawienie tezy, że brak Windowsa spowoduje nagły spadek reputacji danej placówki edukacyjnej.

— Gmina Jaworzno w przeszłości pokazała, że można uczyć na bazie otwartego oprogramowania. To jednak wymaga odrobiny wyobraźni, i woli politycznej — mówi mi Michał „rysiek” Woźniak.

Ten krok Jaworzno podjęło w 2009 roku, kiedy to popularność Linuxa była zdecydowanie mniejsza wśród osób użytkujących komputery. Okazało się, że średnie koszty utrzymania jednej szkolnej pracowni komputerowej zauważalnie spadły — pieniądze, które przeznaczano tylko na same licencje za zamknięte oprogramowanie, można było przeznaczyć na inne techniczne dziedziny funkcjonowania placówek edukacyjnych.

Zgodnie z wynikami sondażu, które opublikowałem 21 lutego 2025 roku, jedna z odpowiadających osób twierdziła, że otwartemu oprogramowaniu „nie poświęca się wystarczającego czasu w programie nauczania informatyki w szkole”.

Wspomnieć należy, że nie tylko personalna niechęć reprezentujących szkoły do otwartego oprogramowania jest jedyną rzucaną pod nogi kłodą — na samym początku wspomniałem słowa dyrektorki jednej z warszawskich szkół, gdzie powiedziano mi, że nie wystarczą same intencje, ale i też autoryzacja ze strony faktycznego organu prowadzącego daną szkołę, gdy chodzi o szkoły publiczne — które zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego z września 2023 roku stanowiły w przypadku szkół podstawowych 88,8% i szkół ponadpodstawowych 74,5% polskiego sektora edukacji.

Organ samorządowy odpowiedzialny za Eduwarszawę został zapytany o komentarz w tej sprawie, jednak nie udzielił on odpowiedzi do czasu publikacji artykułu.

Artykuł zostanie zaktualizowany po otrzymaniu odpowiedzi od organu prowadzącego Eduwarszawę.

Źródła

Zdjęcie tytułowe zostało zrobione przez użytkownika o pseudonimie Sobieski2 i jest ono dostępne na Wikimedia Commons na licencji CC BY-SA 4.0 International. Treść artykułu powstała na podstawie następujących źródeł tekstowych i/lub audiowizualnych:

Wesprzyj „Kontrabandę”!

„Kontrabanda” jest portalem, na którym nie ma reklam, nadmiaru treści sponsorowanych ani też clickbaitów. Prowadzimy go w trzy osoby z zamiłowania do technologii. Z tego względu naszym jedynym źródłem utrzymania się są na ten moment dobrowolne datki.

Przemyśl przelanie nam nawet kilku złotych miesięcznie jedną z wybranych metod, żeby „Kontrabanda” mogła się rozwijać. Dziękujemy!

Nie jesteś w stanie wesprzeć nas finansowo w tej chwili? Żaden problem. Wystarczy już nawet to, że przekażesz dalej artykuł napisany na „Kontrabandzie”, taki jak ten, który obecnie czytasz.